Jestem absolwentką Akademii Sztuk pięknych w Łodzi. Ukończyłam studia na wydziale Projektowania ubioru i jako artysta plastyk i co jeszcze śmieszniej ” magister sztuki” postanowiłam w życiu także malować.
Od wielu lat maluję to co mi w duszy gra, tak jakoś wychodzi że najczęściej są to kobiece akty, ale nie tylko. W malarstwie ważny jest dla mnie kolor i od niego najczęściej zaczynam proces twórczy. Lubię kłaść farby fakturalnie (co niestety jest trudno uchwycić fotografią)
Co jakiś czas organizuję wystawy żeby podzielić się z innymi moim światem twórczym. Z okazji ostatniej wystawy Renia Przygodzka, wieloletnia dyrektor BWA we Wrocławiu, napisała mi tą niecodzienną i zaskakującą recenzję.
“Oglądamy dzisiaj obrazy, które powstały z radości malowania, potrzeby oderwania się od codziennych obowiązków,tęsknoty za chwilą skupienia. Kasia Marczyńska na co dzień ubiera kobiety, projektuje i realizuje ubiory, od lat obraca się w obszarach mody. Kobieta jest również tematem jej malarstwa. Nie byłoby w tym nic dziwnego,gdyby nie to, że kobieta na jej obrazach jest naga. Czy jest w tym poszukiwanie jakiejś o niej prawdy, czy raczej fascynacja cielesnością?
Rozebrana kobieta jest bezbronna. Aby to wrażenie nie było zbyt realne, autorka posługuje się dyskretną umownością. Chowa postać za przezroczystym parawanem jaskrawych geometrycznych figur, stosuje zaskakujące zestawienia kolorystyczne, deformuje lekko sylwetkę.
We wczesnych pracach dominują jasne spokojne twarze, młode, mało wyraziste, takie, na których dopiero życie napisze jakaś historię. Ale nie ujrzymy jej w następnych obrazach. Kolejną twarz kreśli poprzez bryłę o cechach maski, indywidualizm rysów zastępuje efektem wyobcowania, realną osobę zastępuje artefakt. W jeszcze późniejszych twarz znika zupełnie, postać się od nas oddala, chowa pod burzą włosów, wreszcie odwraca tyłem. Te obrazy niepokoją, wręcz drażnią nieokreśloną tajemnicą. Czyżby tajemnicą dojrzewania, które jest surowe,jak surowa faktura większości obrazów? Czy tajemnicą doświadczeń, które każe prawdę okrywać maską?
Autorka bardziej lub mniej świadomie kreśli tymi aktami jakąś własną historię, choć ukrywa ją pod warstwami szpachlą nakładanej farby, spękań fakturalnych, niedomówień .
A co z tą kobietą, coraz bardziej nierealną? Tą, której, lekko zdeformowany kręgosłup jest świadectwem doświadczeń? Jej twarz przywołuje ikonę, włosy płoną jak pejzaże impresjonistów. To zapowiedź finału tej opowieści.
Tryptyk. Kobieta wstępuje na ołtarz, staje się aniołem. Nie jest to jednak anioł łagodny. Na tle spękanej faktury dominują jego krwiste skrzydła.
I to koniec tej historii, trochę radosnej, trochę tragicznej, trochę dowcipnej.
Przekonuje mnie ona, że potrzeba tworzenia to dla Kasi coś więcej niż spontaniczna radość malowania, oderwanie od codziennych obowiązków, chwila skupienia. To też tęsknota za poezją, która w niej drzemie i potrzebuje wyrazu, aby oswoić podświadomość.
Być może spojrzą Państwo inaczej na tę cześć dorobku Kasi Marczyńskiej, dzisiaj prezentowaną? Jeśli nie dojrzycie takiej historii, może zobaczycie inną? A może tylko będzie Wam przyjemnie poobcować z obrazami, które cieszą oko? Niezależnie od interpretacji, spotykamy dziś Kasię jakiej nie znaliśmy.
Dziękujemy Kasiu za to spotkanie.
Renata Przygodzka”
Zapraszam do obejrzenia galerii: